Zanim jeszcze ktokolwiek wiedział że Łysa istnieje, marzyłam o wielkiej karierze blogowej, pięknych zdjęciach z dzieckiem w ciuszkach topowych marek. Wszystko się zmieniło kiedy zrobiłam krok to tego świata glamour dzieci. Czar prysł, pojawiło się zastanowienie, zwątpienie i niezrozumienie.
“STÓJ KURWA BO ROBIĘ ZDJĘCIE”
Nie powiem Ci kto, ale do dzisiaj prowadzi bloga. Za każdym razem widzę zapłakane dziecko, kiedy zamiast zabawy miało stać i pozować, bo zdjęcie brzydkie, bo mina brzydka, brzydkie włosy. Tona lakieru na głowę kilkulatka i jazda od nowa.
I tak się zastanawiam czego oczekuje czytelnik – pięknych warkoczy u małej dziewczynki, spódniczek markowych czy prawdziwości i szacunku do dziecka w nieco mniej pięknej foto odsłonie.
Moje dzieci na zdjęciach figurują z mopem, pierdzielnikiem codziennym, kotem który akurat wkroczy z różowym odbytem. Czasami uda mi się zrobić ujęcie na miarę katalogu Ikea. Nie chcę stresować dzieci by czytelnik podniecał się pięknymi zdjęciami.
“Gówno mnie obchodzi co chcesz, ja za to dostaję pieniądze i muszę mieć ładne zdjęcia więc nie rycz. Bo jak ryczysz to brzydko wyglądasz!”
Ajm sorry. Czy to wina dziecka że matka wybrała sobie zarobkowe blogowanie w ramach pracy? Wiele blogerek prowadzi bloga bez dzieci, bez zmuszania ich do pracy. Już nie pytam czy za te godziny pozowania i opierdolu dostają coś do skarbonki…
Zawsze mi smutno na reklamie zupek i pampersów – te dzieci wyją (a musza wyć ładnie żeby to wyszło odpowiednio w kadrze), ktoś to kręci, są powtórki.Czy naprawdę człowiek potrzebuje pokazania płaczu i szczęścia by wiedzieć że dziecko lubi mieć suchą pupę?
Zastanawia Cię ile kosztuje dziecko to piękne zdjęcie? I czy jest to warte takich emocji?
W dupie mam blogowanie z terrorem zdjęciowym. Nie umiem robić zdjęć, na sesjach dzieci uciekają, robią miny zamiast się uśmiechać, czasami dłubią w nosie, rzucają kapciami, brudzą się jedzeniem.