Słowa, które zwykle wywołują uśmiech na twarzy, dzisiaj przedstawione w sposób fatalny. Nie zawsze dwie kreski są chciane, nie zawsze są spodziewane. W obecnym czasie, kiedy tak wiele kobiet i mężczyzn popiera całkowity zakaz aborcji zastanawiam się, jaka część tych osób w ogóle wie o czym mówi.
Kobieta idzie na zakupy. Codzienne, z listą. Wraca długo. Pewnie zagadała się z sąsiadką, zobaczyła buty w sklepie lub…ktoś ją zaczepił, pobił, zgwałcił. Informuje męża, zawiadamiają policję. I co? I nic. Znalezienie sprawcy zwykle graniczy z cudem.
Dzisiejszy obraz sytuacji powinien się skończyć szczęśliwie – cud życia, radość lub w najgorszym razie terapia dla obojga i dłuższa droga do szczęścia. Czyżby?
Który mąż, partner zaakceptuje dziecko z gwałtu? Dziecko, którego ojca nie zna. Dziecko, będące wynikiem tego, że ktoś zapłodnił mu żonę w drodze ze sklepu? Tak…przypadkiem. Nie trzeba dziecka chorego czy z gwałtu, żeby facet się wypiął. Czasami to sfrustrowana żona. TYLKO sfrustrowana. Kto wytrzyma z żoną skrzywdzoną w taki sposób?
Teraz za każdym razem pieszczota może być odrzucana. Ona zamknie się w pokoju, będzie odliczać dziewięć miesięcy by wyrzucić to z siebie. Tak, to. To wynik gwałtu, nie wasze piękne dziecko. Ma mówić do ciebie tato? Przecież nikt nie zna ojca. Co mu powiesz za kilka lat? „Bo jak mama wracała z zakupów…”?
„Nie chciała, ale dała”. Ba… Przecież mogła krzyczeć, kopać, bronić się, wyciągnąć gaz czy wcisnąć alert w telefonie. Nie? Przecież dziecko nie jest niczemu winne. Niestety…nie widzę sytuacji, w której takowy ojciec będzie dumnie chwalił się synem z gwałtu, czy też córką. Nie widzę w tym normalności, człowieczeństwa, zrozumienia.
Zastanawiam się jak można kogokolwiek zmuszać do dźwigania takiego ciężaru. Do robienia z kobiety przechowalni, inkubatora, czegoś na chwilę (bo to tylko 9 miesięcy, potem może oddać).
To jak? Ucieszysz się z dwóch kresek? Porzucisz czy wyślesz na skrobankę?