Ciążowych banałów jest całe mnóstwo, ale ten na pewno dotyczy sporej liczby ciężarnych i tych bez brzucha. Otóż…po moim wpisie z gówno-świeczką okazało się, że cała masa kobiet przeżywa intymne przygody chcąc być sexi-flexi. Dzisiaj skupię się na kwi czyli miejscu zwanym również pomarańczą, wielbłądem a nawet Marysią. Zgodnie z klauzulą sumienia nie użyję tego brzydkiego, grzecznego słowa na „c” lub „p”. Matce nie wypada.
Za górami, za lasami, a właściwie niedaleko od morza, żyła sobie spuchnięta ciążą pani. Pani ta, postanowiła wyglądać sexownie pomimo opuchlizny prenatalnej, dodatkowo czekała ją wizyta u doktora, który to specjalizuje się w kiwi od skórki aż po miąższ. Doktor ten pilnował, by dorastające nasionko żyło w zdrowiu, a żeby to czynić kiwi oglądać musiał. Pani postanowiła rozprawić się z powierzchnią, która była nie dość gładka. Przygotowała więc zestaw małego rzeźnika i krótkimi ruchami naśladując Demonicznego Golibrodę pozbyła się resztek cech małpich. Pech chciał, że zestaw nie współgrał ze skórą. Właściwie to współgrał bardzo, bo skóra poszła razem z nim, zostawiając czerwone rysy na kiwi, udzie, drugim udzie, a nawet łokciu. Gdyby kiwi było określane miane kreski, miałaby ich kilka... I tak zamiast pięknej, gładkiej powierzchni, pojawiło się pole bitwy... Co z wizytą u doktora? Olaboga jestem chora. Wstyd, hańba, rozpacz, tona kremu i modlitwa.
Droga Czytelniczko…jeśli masz zamiar wyglądać sexi w te piękne, słoneczne dni, a wielki brzuch przeszkadza dostrzec Ci to, co zwykle widziałaś bez problemu…odpuść. Wszak las jeszcze nikomu nie zaszkodził, a poharatane kiwi może wzbudzić podejrzenia, że jesteś nienormalna…
Poruszyłam temat na wielu grupach kobiecych. Niestety każda, dosłownie każda kobieta zwłaszcza z brzuchem, ma problem z kiwi. Zastanawiamy się czy pan doktor nie wyjdzie z wizyty oburzony zastając las, a nie pole. Otóż, nie! Zdecydowanie zdrowiej i lepiej zostawić wszystko jak jest, niż sprawiać wrażenie owocowego samobójcy.
Ciężarna kobieta ma mnóstwo patentów na to, jak poradzić sobie z kiwi, kiedy sama nie daje rady:
– lustereczko (O ile masz tak duże i jesteś tak wysportowana, że nie wychrzanisz się kucając, po czym nie zjedziesz na nim ze stopnia w łazience zostawiając odcisk na jego powierzchni)…
– partner (Ja wiem to takie paskudne prosić faceta o pomoc. Przecież od tego dnia sex będzie katorgą, a o n zawsze będzie widział las po tornadzie)…
– krem (O ile działa, nie wypala przy tym oczu i nie zabiera węchu na kilka godzin)…
– dobra kosiara! (Poszukiwanie maszynki, która nie zostawia efektu harakiri jest naprawdę ciężkim zadaniem, ale…udało się!)
I tutaj marka Wilkinson wyszła naprzeciw moim oczekiwaniom tworząc maszynkę Hydro Silk. Zawsze omijałam droższe propozycje, co widocznie było błędem. Maszynka posiada 5 ostrzy (lesie bój się!), posiada serum aktywowane wodą i nadaje się dla najbardziej niezdarnych osób. Choć nie wiem jakbyś chciała, harakiri nie popełnisz! Dodatkowo posiada uchwyt (nie przyklejaj na ślinę :3), który pozwala na przymocowanie jej z dala od dzieci, na wysokości Twoich oczu, byś mogła przy okazji kąpieli nieco poćwiczyć.