LYSAMOWI.PL

Każdy ma na swoim koncie jakieś randkowe niewypały – a to pan pół metra za krótki niż pisał, trądzik młodzieńczy zmieszany z brakiem zainteresowań i inteligencji… Bywa. Nigdy nie przypuszczałam, że moi znajomi będą mieć życiowy polew z mojej randko-kawy. Karma wraca! Nie śmiejcie się z randek znajomych. A zatem…najgorsza randka ever.

Zatem…był słoneczny, lekko wietrzny dzień. Ubrałam się jak Kleczkoska na bazar i pognałam na teren łódzkiej Manufaktury, która była miejscem tego tragicznego wydarzenia. Stoję, czekam, kolejny raz sprawdzam czy fluid na pewno dobry.

Nagle…nadchodzi on! Cały na prawie biało. Elegancko, męsko bo w koszuli ale me nozdrza coś se poczuły. Nie był to zapach landrynek, wody kolońskiej czy innego drogiego siuwaska, który każdy na takie chwile używa we wszystkich miejscach w których nie szczypie. Kiedy już zbliżył się na odległość działania zoomu, dostrzegłam dwie słodkie plamki w okolicach pach. Tak sobie dyndały na koszuli, przypominając kształtem jajko sadzone. A co tam – pomyślałam i postanowiłam wejść w to bardziej.

To gdzie wypijemy kawę? – wyrzuciłam z ust swoich czerwonych, pomalowanych właśnie na taką okazję. Chłop stwierdził, że nie wie. Manufaktura obfituje we wszelkiego rodzaju knajpy, kawiarnie, bufety. Liczyłam na szybkie posadzenie czterech liter, bo kawy rano specjalnie nie piłam. I wtedy zaczął się horror.

Oboże te krzesła to mu kompletnie nie pasują do dzisiejszego klimatu, ojesu a tam za dużo bab siedzi i też nie, tam to mu się stolik podoba idealnie dopasowany do jego spodni i sadzonego pod pachą ale jednak nie, a tam to nie mają sernika. W końcu znalazł idealne krzesło, idealny sernik. 40 minut łażenia po placu… 

Pan usiadł i dziamdzia1) o polityce, programach i innych wspaniałościach tego świata. Zamówił sernik i ów sernik miałam przyjemność podziwiać w różnych formach – podanej, zmielonej i spadniętej. Jadł bowiem sernik gadając, a zatem widziałam go i na talerzu i w paszczy i na podłodze. Kosmos! 

Wtem! Komplementę przyszło, a ja zawstydzona zareagowałam jak dziewicza Grażyna stojąca na progu materaca.

-Czy mogę Ci zrobić zdjęcie?

-Nie.

Zapytał wtem dlaczego to stwierdziłam, że nie lubię bo ja zdjęcia robię sobie sama jak wyglądam tak jak mi się podoba. Jakież było jego rozczarowanie i jak bardzo się zawiódł tym, że nie mógł zapchać telefonowej pamięci moim pyskiem.

Mielenie sernika trwa, a niedaleko nas pojawia się pani z dziećmi. Dziecko przesiada się z krzesła na krzesło, zajmując sobie czas i dając matce spokój. Oburzenie kolejne. Kolejna scena dramatyczna. olaboga dzieci to nie powinno być w centrach handlowych, bo on musi na nie uważać. I te dzieci to śmierdzo sikami i odzywajo się. I ja tak delikatnie pytam dlaczegóż on mnie podrywa, kiedy ja właśnie takie śmierdzące szczochami dziecko posiadam. Ano…bo dziecka to w domu ni ma! To ja się pytam do cholery gdzie jest, nie? A w przedszkolu, bo jego matka na cały dzień zostawiała i żyje. Olaboga…se myślę zejdź chłopie z drzewa, albo zamieszkaj w lesie. Temat o dzieciach zamknęłam szybko, bo jeszcze komentował te obrzydliwe matki z cyckami co karmią swoje cielęta.

Zerkam delikatnie na jego talerz i widzę, że mielenie sernika dobiega końca. Wtem wymacałam fajki w kieszeni i ku ukojeniu nerwów własnych udałam się do pobliskiego kosza z popielniczką, a on poszedł sobie zapłacić. I tak stoję, palę, zastanawiam się co mnie skusiło żeby wyjść i co mi jest że zwyczajnie nie pójdę do domu. Kultura! Pojawia się on – wymemłana koszula, sadzone pod pachami, zapach średniowiecznego trwala na tygodniowej robocie.

Ale dlaczego ja palę? Przecież to śmierdzi? Szkodzi? Odrzekłam że może sobie tak stać dwa metry dalej to mu przeszkadzać krucafiks nie będzie. I tak stał. Stał posłusznie jak azor którego Jadzia zostawiła pod sklepem, oczywiście komentując wszystko i wszystkich.

TERA BĘDZIE DRAMAT!

Spadł kurwa deszcz. I ten deszcze spowodował, że ów pan to koniecznie musiał poszukać miejsca do przeczekania, bo przeto mu woda sadzone zniszczy, nie daj buk koszula się wyprostuje. Stwierdziłam, że deszcz całkiem spoko i ruszyłam dalej. Wtem, bohater opowieści wyciąga parasol chcąc powtórzy jakąś scenę z filmu romantycznego, w której on otwiera parasol, zgarnia ją ramieniem i giną w oparach namiętności. Ja już pomijam, że pasek od parasolki stanowił problem wagi państwowej bo skubany miał na jego oko dziesięć metrów i trzeba było ryncoma machać jak szpadlem na cmentarzu. Jak już rozłożył połacie materiałów wodoodpornych sięgnął mnie ramieniem, ale…zrobiłam unik! Krok do tyłu uratował mnie przed policzkiem w sadzonym. 

NAJGORSZA RANDKA EVER...

DEPRESJA, ZAŁAMANIE, JAK TAK MOGŁAŚ KOBITO.

I on wtedy się oburzył! Że ja nieczuła, taka, sraka, owaka. To zapytałam o oczekiwania bo miała być kawa. A buzi, przytulaski? “Trzeba było napisać listę oczekiwań to bym nie podpisała” – palnęłam,  na co on “to co tero chcesz robić”. Odparłam że iść do domu i poszłam. Szybko szłam, jakby mnie dziki zwierz gonił i uwierz mi Grażyno, że ten pot, to jęczenie, jojczenie odczuwałam przez tydzien. Najgorsza randka ever. EVER!

 

1)Dziamdzia – rozlazły w mowie

ŁYSA

Łysa - dlaczego tak? Bo szkolnie, bez maski, lansu, sztucznych tworów. To moja ksywa ze szkoły, kiedy jeszcze świat nie był popsuty dorosłymi.Łysa ma siłę, jest kreatywna, wierzy w ludzi, szydełkuje i beztrosko buja się na trzepaku. Nosi w chuście dzieci swoje i napotkane, pożera parówki i nie boi się wyzwań.

More Posts - Website - Twitter - Facebook - Pinterest

(Visited 916 times, 1 visits today)

O MNIE


Łysa - dlaczego tak? Bo szkolnie, bez maski, lansu, sztucznych tworów. To moja ksywa ze szkoły, kiedy jeszcze świat nie był popsuty dorosłymi.

Łysa ma siłę, jest kreatywna, wierzy w ludzi, szydełkuje i beztrosko buja się na trzepaku. Nosi w chuście dzieci swoje i napotkane, pożera parówki i nie boi się wyzwań.

error: Treść zabezpieczona!